11 marca 2018

Pękające bariery


Witam was po bardzo długiej przerwie. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jest mi przykro, że tak to się potoczyło. Przez kilka lat nie dawałam znaku życia, spychając tę historię gdzieś na bok, a ona jednak wciąż we mnie żyła i powodowała ogromne poczucie winy. Przepraszam Was bardzo.

Wraz z likwidacją Onetu zrozumiałam, jak ważny był dla mnie ten blog o Lily. Zdecydowałam się więc kontynuować tę opowieść. Wiele się pozmieniało, ale myślę, że co jakiś czas będę w stanie opublikować nową część. Nie przedłużając już, zapraszam was do czytania. ;)

***


            Poranek nadszedł dla Jamesa zbyt szybko. Z trudem otworzył oczy i od razu pożałował, że się obudził. Głowa bolała go potwornie, a suchość w gardle była nie do wytrzymania. Powoli wracały do niego wspomnienia z minionej nocy, które, choć niepełne, sprawiały, że miał jeszcze większą ochotę zakopać się w łóżku i nigdy go nie opuszczać.

Nagle usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi – to Syriusz wyszedł z łazienki.

- Mógłbyś być trochę ciszej – warknął James, zakrywając głowę poduszką.

Łapa parsknął śmiechem.

- Jak tam po wczorajszym? – zapytał żywo.

- Nawet mi nie przypominaj. Głowa mi pęka.

- Trzeba było tyle nie pić – mruknął, sięgając po małą buteleczkę stojącą na komodzie. – Trzymaj. – Podał ją Potterowi.

- O rany, zginąłbym bez ciebie. – James wypił zawartość flakonika. Eliksir na kaca od razu zaczął działać, a chłopakowi wróciły siły.

- Pamiętasz cokolwiek? – zapytał Black.

- Pewnie. Coś pamiętam.

- Super. Czyli dzisiaj w końcu pogadasz z Lily.

            Lily. Na dźwięk jej imienia serce Jamesa zabiło szybciej. Uwaga Syriusza sprawiła, że chłopak przypomniał sobie kolejne szczegóły z poprzedniego wieczoru. Impreza, jakieś klejące się do niego dziewczyny, Lily wychodząca z Pokoju Wspólnego. A co potem? Znalazł ją w Wielkiej Sali, gdy płakała. Ona jednak nie wiedziała nic o jego obecności. Przytłoczony faktami, których się domyślał, poszedł do Hogsmeade, by choć na chwilę o nich zapomnieć. 

Teraz wróciły ze zdwojoną siłą.

Płakała. Przez niego. Nie mógł temu zaprzeczyć.

Wcześniej próbowała z nim rozmawiać, a on zwyczajnie ją zlekceważył i udał, że nic go to nie obchodzi. Nadzieja kiełkowała w jego sercu i burzyła mur, który tak uporczywie sobie budował.

Ale może stało się coś innego? Może się przecenia? Przecież dawno temu stwierdził, że nic z tego nie wyjdzie. Pokłócili się jak nigdy wcześniej, a on postanowił odpuścić. Zraniła go, powinien z nią skończyć, ale…

Skończ, upomniał się. Żadnego „ale”.


18 stycznia 2013

Informacja


To znowu ja. Wydaje się, że porzuciłam bloga i cóż, poniekąd to prawda. Dawno miałam napisać ostatnią notkę, ale tego nie zrobiłam. Strasznie mnie to gryzie i... Nie mogę sobie tego wybaczyć, że tak odpuściłam. Ostatni wpis się pojawi. Nie wiem kiedy, bo potrzebuję kilku spokojnych dni na napisanie tego, ale zrobię to. Dajcie mi jeszcze trochę czasu, proszę. Przepraszam, że nie dawałam znaków życia. Ta historia wiele dla mnie znaczy i za każdym razem, gdy pomyślę o tym blogu, coś mnie zżera od środka. Niewiele osób tu zagląda, ale dla tych kilku ostatnich czytelników i dla siebie, napiszę zakończenie.

22 lipca 2011

Krok do przodu

            Błyskawica nagle przecięła ciemnoszare niebo, a chwilę później rozległ się głośny grzmot. Wiatr poruszał gwałtownie koronami drzew, co sprawiało, że cały Zakazany Las zdawał się tańczyć w złowieszczym rytmie. Krople deszczu uderzały w szybę, wydając przy tym dźwięk przyprawiający mnie o gęsią skórkę. Był to odgłos, który zwiastował coś złego i nieprzyjemnego.
            Nic dziwnego, że wszystko kojarzyło mi się z ponurymi sprawami, nawet zwykła burza. W ciągu ostatniego tygodnia pogoda dokładnie odzwierciedlała mój nastrój. Październik, który już się zbliżał ku końcowi, nie przyniósł żadnych zmian, tak samo jak wrzesień. Dni upływały monotonnie, zwyczajnie. Lekcje, nauka, sen. Stały schemat dnia. Ostatniego dnia miesiąca miał się odbyć mecz quidditcha pomiędzy Gryffindorem i Ravenclawem. Perspektywa ta zajęła myśli wielu uczniów.
            Zbliżający się mecz miał jedną dużą zaletę – członkowie drużyny, a szczególnie ich kapitanowie, byli bardzo zajęci. Jamesa Pottera widywałam praktycznie tylko na lekcjach i czasami wieczorem w Pokoju Wspólnym. Nic się nie zmieniło, dalej pozostawał obojętny wobec mnie. Nic dziwnego, ja w końcu wcale nie zachowywałam się inaczej. Traktowaliśmy się jak powietrze. Były momenty, kiedy łapałam go na wpatrywaniu się we mnie, co burzyło mój pogląd, że chłopak nie zwraca już na mnie żadnej uwagi. I niby wiedziałam, co powinnam zrobić, jednak nie miałam na to odwagi. Wszystko sprowadzało się do użalania nad sobą, co było wręcz żałosne.
- No nie mów, że znowu o nim myślisz! – usłyszałam Dorcas, która właśnie głośno zamknęła drzwi do dormitorium.
Dziewczyna była cała przemoczona, a w miejscu, w którym stała, powoli robiła się mała kałuża.
- Gdzie byłaś? – zapytałam, próbując zmienić temat.
- Na trybunach. Myślałam, że Syriusz będzie miał chwilę po treningu, ale nie, ustalają jeszcze jakieś szczegóły. Cholerny quidditch – mruknęła, znikając w łazience.
Ponownie zapatrzyłam się w krajobraz za oknem. Błyskawice raz po raz rozświetlały niebo. Jeśli ta pogoda się utrzyma, mecz będzie należał do tych najtrudniejszych. Dobrze więc, że drużyna ćwiczy nawet w takich warunkach.
- Lily? Znowu James, prawda? – zapytała moja przyjaciółka.

12 kwietnia 2011

Szósta rocznica.

Witajcie. Piszę, ponieważ dzisiaj mamy szóstą rocznicę powstania Pamiętnika rudowłosej miłości Rogacza. :)

Brzmi niewiarygodnie, prawda? Sześć lat tutaj, z Wami. Samej trudno mi w to uwierzyć. Ostatni rok był raczej przerwą w pisaniu, przez kilka miesięcy się tu nic nie pojawiało. Ale nie zapomniałam wtedy o blogu i po pewnym czasie wróciłam.
Uprzedzę pytania i powiem od razu, że kolejna notka pojawi się dopiero w czasie Świąt, bo wcześniej nie dam rady. Brak czasu.

Cóż, mogłabym powtarzać to samo, co mówiłam w poprzednich latach. Wydaje mi się, że sam fakt, że to szósta rocznica, mówi, jak wiele dla mnie znaczy ten blog. ;)

Dziękuję za wszystko. Gdyby nie Wy, tej historii by nie było.

Małe podsumowanie na koniec:

Odwiedzin: 1003177
Komentarzy: 8677
Liczba notek: 171

Jeszcze raz dziękuję. :)

27 lutego 2011

Każdy kogoś potrzebuje


Proponuję czytać przy tym.

            Chwyciłam podręczną torbę i po raz ostatni spojrzałam na swój pokój. Tak, nareszcie opuszczałam to miejsce. Po dwóch miesiącach wakacji wracałam do prawdziwego domu, który znajdował się w Hogwarcie.  Nie starałam się nawet ukrywać radości, która pojawiała się na samą myśl o tym, że już dzisiaj wieczorem będę siedziała w Wielkiej Sali na powitalnej uczcie i patrzyła na ceremonię przydziału wraz z przyjaciółmi. I nawet nie próbowałam się okłamywać, że pojawiła się nadzieja. W ciągu ostatnich dni dużo myślałam i liczyłam, że po powrocie do szkoły nadejdą zmiany w sferze uczuć.
            Z uśmiechem na twarzy zamknęłam drzwi i zeszłam na dół, gdzie czekali rodzice. Siostra nie zaszczyciła nas nawet swoją obecnością, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Mój kufer został już zapakowany do bagażnika, więc uznałam, że lepiej nie przeciągać i ruszyć w drogę na dworzec King’s Cross. Złapałam więc koszyk z moją kotką, która miauknęła krótko, zaskoczona tą nagłą zmianą wysokości. Pożegnałam się z mamą, która zostawała w domu, po czym wsiadłam do samochodu.
- Chyba dojedziemy szybciej, Lily. Zobacz, nie ma w ogóle korków! – oznajmił tata, gdy jechaliśmy już przedmieściami Londynu.
Uśmiechnęłam się. Oznaczało to, że będę miała więcej czasu na peronie 9 i ¾. Już nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę przyjaciół. Moje myśli zatrzymały się dłużej na twarzy chłopaka z rozwichrzonymi czarnymi włosami i orzechowymi oczami.
James. Już niedługo.
Zdawałam sobie sprawę z wielu błędów, jakie popełniłam. Wiedziałam, że w dużej mierze zawiniłam i go skrzywdziłam. Wszystko to dotarło do mnie w czasie wakacji. Można powiedzieć, że w mojej głowie toczyła się potężna burza uczuć. Aż w końcu, ostatecznie, postanowiłam zaufać sercu i liczyć na odrobinę szczęścia. Może akurat James miał podobne przemyślenia?

20 września 2010

Przerwa

Powinnam już dawno to napisać, ale nie mogłam się za to zabrać. Naprawdę nie potrafiłam. Ale wiem, że należy się wam wyjaśnienie, co się dzieje z blogiem.

Na razie nowa notka się nie pojawi. Mam za duży bałagan w życiu i nie mam nawet sił ani chęci na zajmowanie się życiem fikcyjnych osób i opisywaniem ich historii. Najpierw muszę się uporać ze swoimi sprawami, a potem będę mogła dalej pisać tutaj. Bo chcę dokończyć to opowiadanie i wiem, że za jakiś czas wrócę do tego. Kiedy, nie mam pojęcia. Ale kiedyś wrócę.

Zauważyłam, że brak jakichkolwiek informacji o blogu, wywołał w niektórych z was rożne emocje... Cóż, dziękuję tym, którzy nie zwątpili. To dla mnie naprawdę dużo znaczy. 

Nazwijcie to, jak chcecie, ale dla mnie to jest po prostu przerwa w pisaniu. Także... Do następnego razu. ;)

13 lipca 2010

Wszystko stracone czy też nie?

           Siedząc samotnie w kuchni mogłam zastanowić się nad słowami Syriusza. On i Dorcas byli najwyraźniej zbyt zajęci sobą, by zauważyć moją przedłużającą się nieobecność. Mogli mówić, co chcieli, ale ja i tak wiedziałam, że w końcu znowu się zejdą. Prędzej czy później tak się stanie.
            Od razu przypomniało mi się, jak Dorcas, Ann i nawet Katie, która wciąż przebywała we Francji, powtarzały mi to samo. Były przekonane, że ja i James będziemy razem tak czy inaczej. Pewnie tak by się stało, gdybym we właściwym momencie użyła mózgu i uzmysłowiła sobie prawdę. Ale teraz wszystko się skończyło. Nie sądziłam, że po powrocie ze szkoły cokolwiek się zmieni. Mogłabym do niego napisać, tak. Ale co by to dało? Czekało mnie wtedy ośmieszenie i rozczarowanie. Byłam prawie pewna, że gdyby on zmienił zdanie co do mnie, odezwałby się. Potter nigdy wcześniej nie był na mnie zły przez taki długi czas. A skoro wciąż milczał, oznaczało to, że już dawno skreślił wszystko, co ze mną związane.
            Jednocześnie wciąż analizowałam to, co chwilę wcześniej mówił Syriusz. Wyraźnie coś sugerował. Ale jak to Huncwot, nie mógł być bezpośredni, tylko musiał kręcić. Nieważne zresztą. Mógłby mówić wprost, a nie… Trudno, cokolwiek miał na myśli, nic mnie to nie obchodzi.
            Zza drzwi wychyliła się Dorcas, po czym spytała cicho:
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli sobie na chwile wyjdziemy? Na jakieś pół godziny, a potem do ciebie wracamy.

30 czerwca 2010

"Ty i James! Ale się dobraliście..."


- Tylko nie pisz, że ja też przyjadę. – James ostrzegł Syriusza, kiedy ten pisał list do Lily.
- A to niby czemu?
- Wolę, żeby miała niespodziankę – mruknął James.
Syriusz pokręcił głową, ale zastosował się do prośby Jamesa.
Tymczasem Rogacz znowu się rozmarzył. Wiedział, że nie powinien się zachowywać tak, jakby już odzyskał Lily. W głębi duszy czuł, że wszystko może pójść nie tak. Ale odrzucał od siebie tę myśl i nastawiał się na pełen sukces. Odkąd tylko postanowił, że do niej jedzie, dobry humor go nie opuszczał. Był pewien, że podjął właściwą decyzję. Bał się jedynie, że ona będzie na niego wściekła i trzaśnie mu drzwiami przed nosem.
- Się dziewczyna zdziwi, jak cię zobaczy… - powiedział Syriusz.
Black nie miał pojęcia, jak Evans mogłaby zareagować na wizytę Pottera. Podejrzewał, że się ucieszy, ale który chłopak tak naprawdę umiałby przewidzieć reakcję dziewczyny? Miał nadzieję, że jego kumpel się nie zawiedzie, bo wreszcie zaczął zachowywać się normalnie. I wołał, żeby tak pozostało.
Co te dziewczyny potrafią zrobić z człowiekiem, pomyślał Łapa. I od razu przypomniał sobie o Dorcas, o tym, że ją niedługo zobaczy. Nie oszalał na jej punkcie tak jak James na punkcie Lily, ale zależało mu na niej. Stało się to, co się stało, rozstali się, ale nigdy o niej całkowicie nie zapomniał, chociaż tego nie pokazywał.
- To o której jutro? - spytał James z entuzjazmem.
- Chyba kolo dziesiątej będzie akurat. Idziemy zagrać w quidditcha?
- Zaraz do ciebie dołączę – odparł.

21 czerwca 2010

Tęsknota


Przebudziłam się gwałtownie i od razu usiadłam. Oddychałam szybko, jakbym właśnie przebiegła kilka kilometrów. Nie pamiętałam, co mnie obudziło, widocznie był to jakiś sen, który już zdążył się ulotnić z mojej głowy. Za oknem było ciemno, trwała jeszcze noc. Niespodziewanie Dott wskoczyła na moje kolana. Kochana kotka, ona zawsze wiedziała, kiedy jej potrzebuję.  Zaczęłam gładzić ją po pyszczku i natychmiast wróciły do mnie wspomnienia z dnia, w którym ją dostałam. Dott była prezentem od Jamesa…
Twarz chłopaka od razu stanęła mi przed oczami. Jego uśmiech, orzechowe oczy, rozwichrzone włosy. Tęskniłam za nim bardzo. Byłam wściekła na siebie, że przez moje niezdecydowanie i ociąganie się zmarnowałam szansę na… No właśnie, na co? Na związek? Tak, dokładnie. Teraz już wiedziałam, że do Jamesa czuję o wiele więcej niż do zwykłego przyjaciela. On był zawsze przy mnie, nawet gdy tego nie chciałam. Na każdych wakacjach dostawałam od niego listy, z wyjątkiem tych. Byłam tak bardzo przyzwyczajona do jego obecności, że dopiero teraz, kiedy zniknął z mojego życia, odczułam jego stratę. Nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, żeby ta sytuacja uległa zmianie. List? Nie. Niby co miałam mu napisać? Nie potrafiłam nawet w głowie ubrać w słowa tego, co chciałam mu powiedzieć. Zresztą, on na pewno nie chciał o mnie słyszeć.
Dott miauknęła przeciągle i zeskoczył z łóżka. Widocznie zaczęło jej już być niewygodnie. Uznałam, że najwyższa pora ponownie iść spać. Gdy jednak tak leżałam, wciąż myślałam o Jamesie i o tym, jak byłoby cudownie, gdybym mogła się do niego przytulić… 

17 maja 2010

Pokój czarownicy


Kiedy Syriusz odjechał, nie pozostało mi już nic innego jak tylko wrócić do domu. Dobrze zrobiła mi jego wizyta. Łapa potrafił zawsze poprawić humor, był zdecydowanie oddanym przyjacielem. Nawet nie spodziewałam się, że tu przyjedzie. Cóż, po nim można wszystkiego oczekiwać, w końcu jest jednym z Huncwotów.
            Ojciec siedział w fotelu i chyba oglądał telewizję. Wyraz jego twarzy wskazywał jednak na to, że był głęboko zamyślony i pewnie nie zwracał nawet uwagi na to, co mówili dziennikarze w jakimś programie publicystycznym. Petunia natomiast siedziała w kuchni i czytała jakąś gazetę. Nie zawahała się jednak obrzucić mnie nienawistnym spojrzeniem, kiedy przechodziłam obok.
            Dopiero znalazłszy się w swoim pokoju, poczułam się spokojnie. Tam na dole panowała nieprzyjemna atmosfera. Usiadłam na łóżku, a na moich kolanach od razu znalazła się Dott. Jej plamki były w kolorze ciemnoniebieskim – tym samym okazywała swoje zmartwienie. Niezwykła kotka, zawsze wiedziała, kiedy coś było nie tak.
            Z kufra leżącego na podłodze wystawał róg jakiejś książki. Z ciekawości sięgnęłam po nią. Wiedziałam, że jeśli się czymś nie zajmę, zacznę rozmyślać o wszystkich możliwych zakończeniach pobytu mojej mamy w szpitalu, od tych najgorszych zaczynając. Przeglądnęłam więc szybko podręcznik do eliksirów, po czym odłożyłam go na bok, gdyż nie było w nim już nic, czego bym nie wiedziała.
- Lily, chodź tu na dół! Ktoś do ciebie! – usłyszałam krzyk ojca.
Kto to znowu mógł być? Sporo tych odwiedzin dzisiaj…
Po chwili byłam już w salonie i witałam się z Tomem, który wyglądał na rozgniewanego.
- Cześć. Sorry, że tak bez uprzedzenia, ale jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział cicho, żeby nikt inny z domowników tego nie usłyszał.
- To chodźmy może na spacer, okej? – zaproponowałam.
- Lily, spójrz za okno. Naprawdę chcesz spacerować przy takiej pogodzie? – zapytał, wskazując na najbliższą szybę.
- Oj, nie wiedziałam, że pada – przyznałam, kiedy na zewnątrz zauważyłam ulewę.
Potem dostrzegłam także, że Tom ma wilgotne włosy.
- W takim razie chodźmy na górę do mojego pokoju – powiedziałam.